Kolorowe jarmarki, muzyka, mnóstwo różności, kramy uginające się od towarów, rękodzieło przeróżne, uśmiechnięci sprzedawcy. Wspaniała impreza, która przyciąga tłumy ciekawskich i jak tu nie lubić jarmarków?
Maj, to dla mnie od paru lat miesiąc, w którym przygotowywałam się do jarmarku Hetmańskiego. Planowałam, malowałam, tworzyłam, czekałam z utęsknieniem na ten moment, w którym w końcu będę mogła wystawić swoje prace. I modliłam się o ładną pogodę.
W końcu nadchodzi ten moment. Pakuję swoje dzieła do pudełek, załatwiam transport i skoro świt wyruszam na zamojski rynek. Obowiązuje zasada: kto pierwszy ten lepszy, więc staram się być jak najwcześniej, żeby zająć jak najlepsze miejsce. Oczywiście są już tam pierwsi wystawcy, niektórzy już w nocy ustawiają swoje stoiska. Jest trochę zamieszania, każdy walczy o najlepsze miejsce, nie masz dobrego miejsca to nie masz dobrej sprzedaży.
Udało się, miejsce jest ok, rozstawiam swój malutki stoliczek, układam wszystko bardzo starannie, patrzę w niebo czy przypadkiem nie zanosi się na deszcz i pełna nadziei czekam na klientów. Czekam sobie czekam, wdaję się w rozmowę z innymi rękodzielnikami, chodzę po rynku i oglądam inne stoiska, robię zdjęcia, żeby móc Wam później coś pokazać i czekam dalej. W końcu nadchodzą patrzą, podziwiają, patrzą na ceny coś tam mruczą i odchodzą. No nic będą inni przecież dzień się dopiero zaczął. W międzyczasie organizatorzy przechadzają się pomiędzy wystawcami i zbierają opłaty za stoiska. Dlaczego znów tak drogo??? Słyszę różne narzekania od sąsiadów. Trudno może się zwróci.
Ktoś podchodzi do mnie i szepcze do ucha "Uwaga chodzą z urzędu skarbowego". Jeszcze tego brakowało. Pomiędzy wystawcami robi się małe zamieszanie, gdzieś dochodzą plotki, że już parę mandatów wypisali. Ciężki los jarmarkowego wystawcy.
No nic, czekam dalej na swoich klientów, w końcu zaczynam się zastanawiać co z moimi pracami jest nie tak, minęło parę godzin a ja nic nie sprzedałam, jak na razie to same koszty.
Dzień się kończy, zmęczona i zniechęcona składam swój kramik, trudno może jutro będzie lepiej...
I tak mnie więcej wygląda u mnie pierwszy dzień jarmarku. Następny dzień jest zawsze lepszy, ale jakbym policzyła wszystkie koszty, materiały i wiele godzin pracy to chyba nawet na zero bym nie wyszła.
W tym roku ze względu na mój stan odpuszczam sobie jarmark. A za rok to kto wie. Jakoś tak mnie ciągnie w to miejsce. Czy to normalne???
Relacja z ostatniego jarmarku
TU
Mam nadzieję, że wytrwałyście do końca, będzie mi miło, jeśli podzielicie się swoimi doświadczeniami, pozdrawiam:)))